Robot ujawnia szczegóły, ale nie znamy odpowiedzi na najważniejsze pytanie
Gdy na głębokość około 650 metrów wysłano zdalnie sterowany pojazd, kamery pokazały coś jeszcze bardziej zdumiewającego. Na dnie leżały ogromne, gładko obrobione bloki kamienne przypominające granit. Ich regularne ułożenie i wygląd sugerowały, że nie powstały przypadkiem. Członkowie ekspedycji od razu podkreślili jednak potrzebę ostrożności. Zamiast ogłaszać sensacyjne wieści bez potwierdzenia, sami zaapelowali o spokój, wskazują na konieczność zgromadzenia większej liczby dowodów.
Czytaj też: Niespodzianka w rzece Sawa. Archeolodzy odnaleźli sztabki sprzed 2000 lat
Problematyczna okazuje się też kwestia datowania. Wstępne szacunki wskazywały, że struktury mogą liczyć sobie blisko 6000 lat. Gdyby się to potwierdziło, oznaczałoby to, że powstały ponad tysiąc lat przed słynnymi piramidami w Gizie. Taki scenariusz wymagałby całkowitego przewartościowania naszej wiedzy o dawnych cywilizacjach. Sugerowałby istnienie społeczeństwa o zaawansowanych umiejętnościach inżynieryjnych i organizacyjnych, dysponującego technologią niepasującą do znanego nam obrazu epoki.
Głos sceptyków: nie wszyscy są przekonani do teorii o zatopionym mieście
Manuel Iturralde z kubańskiego Muzeum Historii Naturalnej przyznał, że formacje są wyjątkowo osobliwe, ale przypomniał o zdolnościach natury. Jego zdaniem natura jest w stanie tworzyć naprawdę niewyobrażalne struktury. W związku z tym to, co na pierwszy rzut oka wygląda na dzieło człowieka, może okazać się przykładem niesamowitej geologii. Głębokość stanowi dodatkową zagwozdkę. By struktury stworzone ludzką ręką znalazły się na poziomie 650 metrów pod wodą, musiałyby liczyć około 50 000 lat. To znacznie więcej niż sugerowane datowanie.
Choć poziom mórz na Karaibach zmieniał się przez tysiąclecia, nie na tyle, by wytłumaczyć tę dysproporcję w ciągu ostatnich sześciu tysięcy lat. Mimo sensacyjnego charakteru znaleziska, po 2005 roku nie przeprowadzono poważniejszych badań. Ekspedycje w tak trudnych warunkach technicznych są niezwykle kosztowne i skomplikowane pod względem logistycznym. Dodatkowo sytuacja polityczna w regionie nie ułatwiała współpracy międzynarodowej. Bez nowych danych, kubańskie podwodne struktury pozostają w sferze domysłów.
Odkrycie natychmiast ożywiło dyskusje o mitycznej Atlantydzie. W sieci pojawiły się teorie o nieznanych cywilizacjach sprzed tysięcy lat. Nauka jednak potrzebuje twardych dowodów. Jak słusznie zauważono w 2001 roku, nadzwyczajne twierdzenia wymagają nadzwyczajnych świadectw. Publiczna fascynacja nie zastąpi rzetelnych badań. Oceany wciąż skrywają niezliczone tajemnice. Część z nich może zmienić nasze rozumienie przeszłości, inne zaś pokażą, jak łatwo ulegamy złudzeniom. Dopóki nie zorganizujemy nowej ekspedycji w te trudno dostępne rejony, kubańskie głębinowe struktury pozostaną jedną z najbardziej intrygujących zagadek współczesnej archeologii. A przecież w naszych okolicach również mamy historie podobnego kalibru. Jedna z nich odnosi się do dziwnej struktury na dnie Morza Bałtyckiego, którą swego czasu uznano za… statek kosmiczny należący do obcej cywilizacji.