Wierzę w naturalny, organiczny rozwój. Taki, który trwa, ma swoje etapy i swoje tempo [FELIETON]

Nie wierzę im, kiedy mówią, że coś będzie w trzech prostych krokach, w weekend, w 10 technikach. Że to wszystko zmieni i na dodatek już na zawsze. To tak nie działa.
Wierzę w naturalny, organiczny rozwój. Taki, który trwa, ma swoje etapy i swoje tempo [FELIETON]

Rozwój osobisty jest jak przyroda. Dzieje się stopniowo. Absurdem byłoby powiedzieć, że wiosna zawita we wtorek o 16 i to w dodatku w trzech bardzo prostych krokach. Tym samym rozpocznie nowy rozdział tego roku, a my będziemy tego świadkami. Albo że gojąca się rana potrzebuje pięciu szybkich technik leczenia i po ostatniej zastosowanej dokładnie o 17:30 wszystko już będzie zagojone i po robocie.

Obiecywanie szybkiego efektu jest nie fair

Rozwój trwa, ma swoje etapy, ma swoją kolejność, ma swoje tempo. Ma swoje burze i ma swoje słońca, deszcze i susze, zimę i lato. Wierzę w taki naturalny, organiczny rozwój. Tak jak jest (mówiąc po staropolsku) organic-food czy slow-life, tak myślę, że jest slow-organic-growth – czyli rozwój harmonijny i naturalny. A zaburzanie tego rytmu albo przyspieszanie go w imię przeświadczenia, że tylko szybki efekt świadczy o skuteczności rozwijającego i rozwijanego, jest najzwyczajniej w świecie niebezpieczne i w jakimś sensie nie fair.

Wiosna trwa.
Rozwój trwa.
Zmiana trwa.
Życie trwa.

Mówi się na mieście, że moje warsztaty zmieniają wszystko. Tak, zdarza się, że tak działają. I też się zdarza, że nie działają w ten sposób. No bo czasem – pierdut! – ktoś odkrywa coś w ich trakcie i ma zmianę wewnętrzną już po pierwszej kawie, więc właściwie mógłby iść do domu z dyplomem. Czasem ktoś odkrywa coś trzeciego dnia w ostatniej rundce na koniec, tuż przed wyjściem i wtedy zaczyna się płacz, że to już koniec, ale jak to? Czasem dopiero po tygodniu, a czasem za rok dowiaduję się, że to były najlepiej zainwestowane pieniądze.

A czasem mój warsztat jest „tylko” preludium do zmiany, która zadzieje się na warsztacie u kogoś innego. I to jest dla mnie cykliczna lekcja pokory, którą muszę rozwijać w sobie, jako prowadząca, żeby nie dać się porwać romantycznej wizji zmiany już tuż-tuż, teraz i tu, yes-yes-please i frytki do tego.

Gdyby rozwój był prosty, każdy stosowałby proste recepty

Ja w ogóle to jestem z jakiejś starej szkoły trenerskiej i psychologicznej, bo kompletnie nie wierzę w gwarancje dawane w rozwoju osobistym. No bo jak tu dać gwarancję, że jeśli zrobisz to i to, to dostaniesz to i to. Gdyby to było takie proste, to byśmy obok aptek mieli psychoteki, w których wykonywałoby się te wskazówki i wychodziło odmienionym, jak w tej bajce o Jetsonach z Hanna Barbera, jeśli jesteście mniej więcej (matko boska, to się okaże) w moim wieku.

No ja mam jakiś issue (mówiąc płynnie po staropolsku) z gwarancjami typu: 3 proste kroki, 10 technik czy 7 narzędzi. Może przyczyna jest we mnie, wiem, wiem. No może. Ja po prostu tak sobie myślę w tej kolejności, że zanim narzędzia, techniki, sposoby, skróty, to najważniejsze jest pytanie, NA ILE jesteś gotów na zmianę. A potem CZY jesteś gotowy iść w NIEZNANE, nie wiedząc, kiedy tak naprawdę ta zmiana nastąpi? Ha! No bo może nie nastąpić już teraz od razu, i co wtedy? Wytrzymasz czy wymiękasz?

Rozwój osobisty to proces, który ma swoje tempo, długość, dynamikę, rytm. Nie można od niego nic wymagać. Trzeba mu zaufać. Ta droga wymaga cierpliwości, wytrwałości i wiary, że się dzieje. Nadzieja też się przyda i docenianie nawet małych kroków. Wiecie, trawa nie będzie rosła szybciej, kiedy będziemy ją ciągnąć. Dziecko nie dojrzeje szybciej, jeśli będziemy mu powtarzać: dojrzewaj, dojrzewaj, dojrzewaj. Bo zmiana ma w dupie, kiedy się jej mówi: teraz, no szybciej, już, dziej się, no, zmiano, szybciej! Ona ma swoją mądrośććććććć. Serio. Serio.

Dajmy spokój zmianie. W prędkości zmian też jest zaszyta mądrość, bo przecież nie zawsze od razu jesteśmy gotowi na to, co ma się wydarzyć, więc zmiana się stopniuje i nawet jak ją bodźcujemy i idziemy na 67. warsztat w tym roku, to ona może mieć to gdzieś i czekać na sobie jedynie znany właściwy moment ruchu.

Trudne sposoby jest trudniej sprzedać, ale i tak warto

No i ja wiem, że to trudniej sprzedawać warsztaty, kiedy się mówi: „Droga Pani, ja nie mam pewności, czy warsztat, na który chce Pani przyjść, przyniesie efekt od razu, czy dopiero za parę miesięcy”. Ja wiem, że trudniej sprzedać, kiedy mówisz: „No wie Pan, efekt zależy od wielu czynników i tylko jednym z nich jest program warsztatu.”

Jest trudniej, ale jednocześnie jest prawdziwiej powiedzieć:
„Wiecie Państwo, ten warsztat jest świetny ale jaki efekt przyniesie wam zależy od waszej gotowości, od mojej uważności i jeszcze od tysiąca nieświadomych rzeczy w nas wszystkich.”
„Wiecie Państwo, ten warsztat ma ogromny potencjał ale nie ma gwarancji, że dzięki niemu coś się widocznie na kilometr zmieni. Może tak być, że on dopiero przygotuje was do innego warsztatu, który ma dokonać rewolucji w waszym życiu.”
„Wiecie Państwo…”

No wiecie, Państwo wy moi, dzielnie czytający do końca. Nie ma prostych rozwiązań. Jest tylko prosta prawda: poznawaj siebie w swoim dobrym tempie.