Wycieczka Focusa – Warszawa i okolice

XII-wieczny kościół w Czerwińsku kryje tajemnicę skarbu templariuszy. Rozwiązanie zagadki prowadzi do spadkobierców hitlerowskiego profesora…

Bardzo często zdarza się, że zainteresowanie jakimś miejscem wzrasta nie dzięki temu, co tam się znajduje, ale temu, czego tam już nie ma. Tak może być w przypadku kościoła pw. Zwiastowania Najświętszej Marii Panny w Czerwińsku nad Wisłą. Kościół ten ma bardzo bogatą historię i stanowi najcenniejszy zabytek sztuki romańskiej na Mazowszu. Najdawniejszym dokumentem potwierdzającym jego istnienie jest bulla papieża Hadriana IV z roku 1155. Trójnawowa bazylika ozdobiona dwiema wysokimi czworobocznymi wieżami wybudowana została z granitu polnego, choć pewne elementy wykonano z cegły – i są to najstarsze przykłady zastosowania cegły na terenie Polski. Kościół w Czerwińsku wielokrotnie przebudowywano. Szczególnie dużo zmian zaszło po wielkim pożarze w 1328 r., który nie strawił ścian świątyni, lecz jedynie wnętrze. Do zachowanych elementów romańskich z biegiem czasu „doklejano” partie gotyckie, renesansowe, barokowe, modernizując zewnętrzny wygląd i wewnętrzny wystrój kościoła. Przetrwało wiele cennych dzieł sztuki: portal w przejściu między kruchtą a wnętrzem kościoła pochodzący z 1140 r., w Kaplicy Ukrzyżowanego – polichromie z poł. XIII w. zajmujące powierzchnię aż 10 m kw., cudowny obraz Matki Boskiej Czerwińskiej z 1612 r., przed którym modlili się królowie polscy Władysław IV i Jan Kazimierz. Według legendy podczas wojny z Chmielnickim wizerunek Matki Boskiej płakał rzewnymi łzami – do czasu, gdy Jan Kazimierz umieścił przed nim chorągwie zdobyte na Kozakach pod Beresteczkiem.

Dobrze udokumentowane są też inne chwalebne wydarzenia związane z Czerwińskiem: kilkakrotnie spotykał się tu Władysław Jagiełło ze swoim stryjecznym bratem Witoldem, tutaj odprawiono mszę dla rycerstwa zmierzającego pod Grunwald, tu wreszcie w 1422 r. uchwalono przywilej czerwiński dla szlachty (postępowy jak na ówczesne czasy, gwarantujący m.in. to, że sądy będą opierać swoje wyroki na spisanym prawie) w podzięce za jej udział w wojnie z Krzyżakami.

Czerwińsk i Zakon

Dla poszukiwaczy przygód bazylika w Czerwińsku ma jednak jeszcze jeden walor – być może największy. Miejsce to kojarzone jest często z pobytem zakonu templariuszy na ziemiach polskich. Wiadomo, że templariusze nie założyli nad Wisłą komandorii, ale kościół często pojawia się w kontekście domniemanych skarbów zakonnych, ukrytych jakoby w różnych miejscach Europy po tragicznych wydarzeniach roku 1307. Filip Piękny, któremu wpływy i bogactwo templariuszy były solą w oku, liczył na to, że niszcząc zakon, położy łapę na ich skarbcu kryjącym ogromną ilość kosztowności przywiezionych z Ziemi Świętej. Przeliczył się. Skarbiec okazał się pusty, co można połączyć z faktem, że krótko przed masowymi aresztowaniami zakonna flota opuściła port w la Rochelle i oddaliła się w nieznanym kierunku. Celem tej podróży mogła być Portugalia, Hiszpania albo Szkocja, ale mógł być też któryś z bałtyckich portów, np. Gdańsk.

Zwolennikiem i entuzjastą takiej teorii jest historyk dr Marcin Affek: „Prawdziwą rewelację może kryć zapis w kronice klasztoru Kanoników Regularnych w Czerwińsku n. Wisłą informujący, że w 1310 r. przybyli tam na swoich statkach i prosili o schronienie templariusze z zachodniej Europy. Schronienia im wtedy udzielono, lecz zaraz potem ich statki odpłynęły w nieznanym kierunku. Zapis ten często interpretuje się w ten sposób, że statki mogły przywieźć ze sobą skarby likwidowanego zakonu, tym bardziej że kanonicy regularni bardzo szybko wybudowali po tej dacie nową, okazałą i kosztowną świątynię, a ranga ich klasztoru znacznie wzrosła na obszarze ówczesnej Polski po tym wydarzeniu. Wskazuje się również i na to, że reguła zakonna kanoników regularnych w jej części religijnej brzmiała wówczas niemal identycznie jak reguła templariuszy. Mielibyśmy więc tu do czynienia z zaprzyjaźnionymi ze sobą zgromadzeniami zakonnymi”. Autorowi tych słów zarzuca się wprawdzie, że nie będąc mediewistą, powtarza zasłyszane legendy, z drugiej jednak strony nie jest w swoich poglądach (marzeniach?) odosobniony. Na ten sam zapisek powołuje się w książce „Skarby Polski” także Zdzisław Skrok. Źródło tej informacji, tzw. Kalendarz Czerwiński, potwierdza też, że po wielkim pożarze w 1328 r. kościół odbudowano z wielkim przepychem i to właśnie od tej chwili jego ranga w okolicy niezwykle wzrosła.

Hitlerowiec wyważa drzwi

 

Według Zdzisława Skroka kluczem do tajemnicy skarbów ukrytych w Czerwińsku mogła być romańska kołatka odlana w XII w. przez nieznanego mistrza, przedstawiająca głowę lwa z grzywą niby aureola, który w paszczy trzyma pożeranego człowieka. Z głowy lwa sterczały ponadto dwa tajemnicze różki przypominające kocie uszy. Ogromna wartość historyczna kołatki sprawiła, że jeszcze przed wojną przykuła uwagę austriackiego historyka sztuki Dagoberta Freya. Ten zagorzały nazista, profesor Uniwersytetu Wrocławskiego, odegrał złowrogą rolę w okresie okupacji. Przed wojną udawał przyjaźń i dążył do częstych kontaktów z Polską, penetrując w ten sposób nasze najciekawsze zabytki i gromadząc potrzebną dokumentację. Było to najzwyklejsze w świecie szpiegostwo naukowe. Po raz pierwszy Frey zobaczył czerwińską kołatkę w latach 30. „Jako jedyny pojedynczy egzemplarz klasztor posiada romańską głowę lwa z brązu, z pierścieniami do kołatania i ciągnięcia, która zastosowana była jako obicie drzwi – zanotował. – Głowa z tarczą odlana jest w jednym kawałku i następnie obrobiona rylcem. Odlew jest nierównomiernie gruby i w dwóch cienkich miejscach, na pysku i lewym uchu, jest wyłamany”.

W 1939 r. hitlerowski historyk pojawił się w Muzeum Narodowym w Warszawie wraz z gestapo. Spoliczkował ówczesnego dyrektora muzeum Stanisława Lorentza, choć przed wojną obaj naukowcy byli dobrymi znajomymi i Frey niejednokrotnie gościł u polskiego uczonego w Wilnie. Frey bez wahania kwalifikował najcenniejsze przedmioty do wywozu. Specjalnie też pojechał do mazowieckiej mieściny, by z drzwi kościoła zdjąć małą średniowieczną antabę… Doskonale wiedział, co robi i jaki skarb trzyma w ręku. Nie przekazał kołatki do zbioru dzieł zrabowanych, lecz zostawił dla siebie. Mimo wysiłków podejmowanych przez polskich historyków w latach 60. i 70. nie udało się jej odzyskać. Potwierdzono tylko informację, że kołatka znajduje się w Stuttgarcie, w rękach spadkobierców Freya. Do dziś być może zmieniła już właściciela na jakiejś pokątnej aukcji. Drzwi, które przez 800 lat zdobił wizerunek lwa, średniowiecznego strażnika miejsc świętych, stoją dziś w klasztornym muzeum parafialnym. Tajemnica skarbów templariuszy wciąż czeka na swego odkrywcę.

Pruszków – puchar znad Nilu

Jednym z największych skarbów dawnej kultury materialnej, które udało się odkopać w piachach Mazowsza, jest Malowany Puchar Szklany. Naczynie zostało wykonane na przełomie I i II wieku n.e. w egipskim warsztacie w Karanis i przebyło długą drogę, by wreszcie trafić do starożytnego domostwa na zachodnim Mazowszu. Jak do tego doszło, że zdobiony scenami walk gladiatorów puchar znad Nilu przybył aż nad Wisłę? Być może był przedmiotem wymiany na równie cenne żelazo, które wytapiano w miejscowych dymarkach, albo hojnym darem dla miejscowego wielmoży. W każdym razie właściciel był do niego tak bardzo przywiązany, że kazał się z nim pochować. Puchar odkopano bowiem na cmentarzysku kultury przeworskiej w Zaborowie.

Pruszków, Muzeum Starożytnego Hutnictwa Mazowieckiego, ul. Jana Pawła II 2, tel. 22 758 72 66, wt.–pt. 9–17; sob.–nd. 9–15, www.mshm.pl

Warszawa – poezja rotacyjnych SSAW

W Warszawie działa jeszcze ok. 160 latarni gazowych, które codziennie rano i o zmierzchu obsługiwane są przez latarników. Oświetlają m.in. Agrykolę, która jako jedna z pierwszych warszawskich ulic rozjaśniła się nocą w połowie XIX wieku. A to dzięki temu, że na Powiślu przy ul. Ludnej został wybudowany pierwszy Zakład Gazowy. Wkrótce okazało się, że jest zbyt mały, by zaspokoić potrzeby rozwijającego się miasta, i tak doszło do wybudowania w 1888 r. Zakładu Gazowego nr 2 we wsi Wola. Służył warszawiakom aż do 1978 r., kiedy zaprzestano dostarczać do mieszkań gaz miejski pozyskiwany z węgla i zastąpiono go gazem ziemnym. Dziś na Ludnej został tylko niewysoki pagórek kryjący fundamenty jednego ze zbiorników gazu, na szczęście gazownia wolska (ul. Kasprzaka 25) uniknęła zagłady. Od kilku lat w dawnych budynkach (aparatowni i tłoczni gazu) działa Muzeum Gazownictwa. Zgromadzono tu imponujące dzieła sztuki przemysłowej XIX wieku o poetycko brzmiących nazwach, jak ssawy rotacyjne czy płuczki amoniakalne. Na wystawie przedstawiono wnętrze domu nowoczesnego XIX-wiecznego mieszkańca Warszawy, wyposażone w ówczesne nowinki techniczne: gazowe lampy, piecyki, a nawet lodówkę na gaz. Budynki gazowni – jak to często bywa w przypadku zabytków przemysłowych – stanowią raj dla fotoamatorów. Dlatego w Muzeum Gazownictwa raz do roku organizowany jest plener fotograficzny.

Warszawa, Muzeum Gazownictwa, ul. Kasprzaka 25, www.muzeumgazownictwa.com; pon.–pt. 9–14, wstęp wolny.

Warszawa – ekologom wbrew

Filtry Warszawskie od samego początku uważane były za cud techniki i architektury i nadal są jednym z najbardziej atrakcyjnych miejsc Warszawy, zwłaszcza że niełatwo dostać się na ich teren. Zdjęcia pokazywane przez szczęśliwców, którzy zwiedzili Filtry, zapierają dech w piersiach. Filtry tzw. powolne, gdzie na granitowych filarach wspiera się ceglane sklepienie, przypominają starożytną podziemną świątynię, natomiast wnętrze budynku tzw. filtrów pospiesznych zachwyca przepychem białego i czarnego marmuru. Filtry nie powstałyby, gdyby nie determinacja i upór ówczesnego prezydenta Warszawy Sokratesa Starynkiewicza. Musiał walczyć nie tylko ze skąpstwem warszawiaków, którzy nie chcieli łożyć pieniędzy na inwestycję, lecz także z zorganizowanym ruchem, sprzeciwiającym się skanalizowaniu Warszawy z przyczyn „ekologicznych”, któremu przewodził zamożny przedsiębiorca, „król kolei żelaznych” Jan Bloch. Protestujący uważali, że system pozbawi okoliczne pola naturalnych nawozów. Starynkiewicz nie poddał się presji i doprowadził do tego, że warszawskie filtry wyprzedziły powstanie petersburskich, co nabiera szczególnego znaczenia, jeśli wziąć pod uwagę, że Starynkiewicz był carskim generałem. Jak pokazała historia, zarzuty „ekologów” z czasem okazały się śmieszne i nieprzystające do życia, a narzucony miastu przez zaborcę prezydent okazał się jednym z najlepszych gospodarzy. Nasza stolica zawdzięcza mu nie tylko Filtry, lecz także pierwszą publiczną linię tramwaju konnego, sieć telefoniczną, budowę gazowni na Woli, przebicie ulicy Miodowej do Krakowskiego Przedmieścia, otwarcie cmentarza na Bródnie i wiele, wiele innych usprawnień urbanizacyjnych. O takiej skali rozbudowy miasta i jego modernizacji nasze obecne władze nie mogą nawet marzyć! Wizyta w Filtrach jest zatem obowiązkowa.

Warszawa. Zwiedzanie z przewodnikiem w soboty lipca i sierpnia, zapisy pod nr. 22 699 77 09; www.mpwik.com.pl/1/10959.html

Warszawa – rytualna kąpiel

W ubiegłym roku w Warszawie na ulicy Kłopotowskiego (przed wojną ul. Szeroka) podczas prac renowacyjnych budynku szkoły odkopano na dziedzińcu tajemniczy basen. Z przekazów historycznych wiadomo, że pod tym adresem funkcjonowała rytualna łaźnia żydowska, czyli mykwa. Działała ponad 120 lat, aż wreszcie rozebrano ją na początku lat 60. XX w. i pamięć o niej zaginęła. Okazuje się, że w doskonałym stanie zachowała się posadzka mykwy i zdobienia, a nawet korytarz prowadzący do łaźni i prysznice. Wezwany z Jerozolimy rabin Gegalya Olshtein zadecydował, że budynek po remoncie mógłby pełnić swoją pierwotną religijną funkcję. Ostateczna decyzja, czy powstanie w tym miejscu ogólnodostępne muzeum, czy miejsce rytualnego oczyszczania dla społeczności żydowskiej, nie zapadła. Niewykluczone, że uda się pogodzić jedno z drugim.

Warszawa – Wilanów wiecznie nowy

 

W plebiscycie portalu Moje Miasto na 7 cudów Warszawy (grudzień 2009 r.) bezapelacyjnie zwyciężył pałac w Wilanowie. Jest to miejsce tłumnie odwiedzane przez turystów, niewymagające dodatkowej rekomendacji. Ale błędem jest spoglądanie na ten zabytek jak na martwy muzealny eksponat, na który wystarczy raz rzucić okiem i nie wracać tu nigdy więcej. Błędem, ponieważ Wilanów żyje, wciąż zachodzą tu zmiany i ostatnio pojawiło się wiele nowości. Po pierwsze na terenie rezydencji już od ubiegłego roku trwają intensywne badania archeologiczne. Wykopaliska prowadzone są w tzw. ogrodzie barokowym na tarasach górnym i dolnym, a także w części południowej. Z jednej strony okres rewitalizacji ogrodów wydaje się utrudnieniem dla turystów, lecz z drugiej jest to ogromna szansa na podglądanie prac archeologów, zaglądanie w głąb wykopów, w których odkryto pozostałości osadnictwa z czasów „przedpałacowych”, czyli XV–XVII wieku.

Dyrekcja zapewnia, że naukowcy chętnie rozmawiają z odwiedzającymi na temat swoich badań, co należy traktować jako dodatkowy bonus przy zwiedzaniu Wilanowa w najbliższym sezonie. Część zaplanowanych prac renowacyjnych została już wykonana i ci, którzy powrócą tu po dłuższej nieobecności, będą zaskoczeni całkowicie nową fasadą pałacu. W żadnym wypadku nie chodzi o jej formę architektoniczną, lecz o nową kolorystykę. W czasie remontu, skuwając stare tynki, konserwatorzy dotarli do warstw nakładanych w czasach Jana III Sobieskiego i późniejszej właścicielki Elżbiety Sieniawskiej. Okazało się, że ówcześni mistrzowie budowlani nie skąpili pigmentów, zwłaszcza żółtych i czerwonych. Po długich dyskusjach zdecydowano zastąpić na wilanowskich fasadach kolor rozbełtanej musztardy na feerię nasyconych barw w barokowym stylu. Ta gwałtowna przemiana rodzi wiele kontrowersji – warto wyrobić sobie na jej temat własne zdanie.

Informacje: www.wilanow-palac.art.pl, tel. (22) 842-25-09, park otwarty codziennie przez cały rok; w niedzielę wstęp do pałacu w godz. 10.30–18.30 jest bezpłatny.