Pandemia zostawiła ślady w psychice. Ponad połowa Polaków wciąż odczuwa samotność

Pandemia COVID-19 formalnie już za nami, ale jej konsekwencje będziemy odczuwać jeszcze bardzo długo. Nie chodzi tu tylko o to ślady widoczne na prześwietleniach płuc. Odcisnęła piętno także na psychice większości Polaków.
social media pogłębiają depresję u dzieci

Źródło: Omar Ramadan / Unsplash

W 2024 roku lekarze wystawili ponad 1,6 miliona zwolnień lekarskich związanych z zaburzeniami psychicznymi – to wzrost o 13,8 proc. w porównaniu z rokiem poprzednim. Te zwolnienia przełożyły się na około 30 milionów straconych dni roboczych. To wyraźny sygnał alarmowy dla polskiej służby zdrowia. Wśród najczęstszych przyczyn absencji dominują reakcje na silny stres (35 proc.), zaburzenia lękowe (18 proc.) i epizody depresyjne (17 proc.).

Niepokojąco rośnie też liczba osób sięgających po farmakologię – obecnie ponad 1,7 miliona Polaków regularnie przyjmuje leki przeciwdepresyjne. To aż o 83 proc. więcej niż dekadę temu. W ostatnich 10 latach zaszło wiele zmian, które mogły mieć na to wpływ, ale izolacja społeczna i niepewność ekonomiczna w czasie pandemii COVID-19 na pewno nie pozostały obojętne.

Czytaj też: Pierwszy smartfon dopiero po 13. roku życia. Nauka wciąga na światło dzienne błędy współczesnych rodziców

Pandemia zniszczyła nas od środka

Specjaliści mówią już o zespole stresu popandemicznego. Najczęściej dotyka on młodych dorosłych i seniorów. Kluczowy jest tu zestaw charakterystycznych symptomów. Przewlekłe wyczerpanie, które nie mija nawet po odpoczynku, to jeden z najczytelniejszych sygnałów ostrzegawczych. Warto zwrócić uwagę również na:

  • uporczywe problemy ze snem i zasypianiem,
  • nasilające się uczucie niepokoju i lęku,
  • trwały spadek nastroju połączony z poczuciem bezradności,
  • widoczne trudności w utrzymywaniu relacji
  • oraz stopniowe porzucanie dotychczasowych pasji.

Ten zespół objawów może przypominać depresję lub zaburzenia lękowe, warto więc dokładniej przyjrzeć się swojej kondycji psychicznej pod okiem specjalisty. Badania potwierdzają skalę problemu: 23 proc. Polaków deklaruje obniżony nastrój, a 15 proc. przyznaje się do objawów lękowych. Te liczby nie pozostawiają złudzeń – mierzymy się z kryzysem zdrowia psychicznego na bezprecedensową skalę.

Problem pogłębia powszechna samotność – dotyka ona aż 53 proc. dorosłych Polaków, przy czym co trzecia osoba nie ma nawet z kim porozmawiać o ważnych sprawach. Szczególnie dotkliwie odczuwają to seniorzy – wśród osób po 80. roku życia 26 proc. regularnie zmaga się z poczuciem osamotnienia.

Wymuszona izolacja z okresu lockdownów okazała się mieć długie konsekwencje. Ci, którzy rzadziej opuszczali mieszkania w tamtym czasie, dziś częściej doświadczają objawów charakterystycznych dla depresji. Pandemia nie tylko nadwyrężyła więzi społeczne, ale wręcz utrwaliła mechanizmy izolacji, co bezpośrednio przełożyło się na pogorszenie kondycji psychicznej. Ponadto wiele osób przyzwyczaiło się do ryzyka roznoszenia chorób i odmawia opuszczania domu, gdy podejrzewa infekcję lub obawia się zarazić. Zresztą nawet do lekarza rzadziej chodzimy osobiście dzięki rozwojowi systemu e-wizyt i e-recept.

Czytaj też: Uwaga pacjenci: gabapentyna leczy ból, ale może zwiększyć ryzyko demencji i innych zaburzeń

Samotność to nie tylko gorszy nastrój – zwiększa też ryzyko zaburzeń lękowych, pogarsza jakość snu i może odbijać się na ogólnym stanie zdrowia.

Cały świat ma problemy

Polska nie jest wyjątkiem w tej smutnej statystyce. Według analizy WHO z 2022 roku globalna skala zaburzeń lękowych i depresji wzrosła o 25 proc. To wiąże się ze zwiększonymi wydatkami na opiekę zdrowotną i różne typy terapii.

Szczególnie narażeni okazują się ci, których bliscy zachorowali na COVID-19. Ryzyko depresji lub zaburzeń lękowych rośnie u nich o 7-8 proc. Gdy bliska osoba trafiła na OIOM, prawdopodobieństwo wystąpienia lęku sięga 45 proc. Personel medyczny tworzy kolejną grupę wysokiego ryzyka. Wypalenie zawodowe w tej grupie często prowadzi do poważnych zaburzeń, a w skrajnych przypadkach – nawet do myśli samobójczych.

Choć system zdrowia powoli adaptuje się do nowych wyzwań, wciąż mamy do nadrobienia sporo zaległości. W szczytowym okresie pandemii liczba wizyt u specjalistów spadła o 40 proc., ale konsultacje online zwiększyły się dziesięciokrotnie. To pokazuje potencjał telemedycyny, choć – moim zdaniem – nie zastąpi ona pełnoprawnej opieki i rozmowy twarzą w twarz z osobą, która ma szansę zrozumieć i pomóc.

Czytaj też: 7000 kroków wystarczy dla dobrego zdrowia. Nowe badanie obala popularny mit

Warto sięgnąć po pomoc

Warto sięgnąć po pomoc, gdy objawy utrzymują się ponad dwa tygodnie i wyraźnie utrudniają codzienne funkcjonowanie. Szczególnie alarmująca jest całkowita rezygnacja z kontaktów społecznych, niemożność wykonywania podstawowych czynności czy nadużywanie substancji psychoaktywnych (na przykład powszechnie dostępnego alkoholu). Jeśli pojawią się myśli samobójcze, koniecznie trzeba udać się do specjalisty. Kluczowe jest także budowanie większej świadomości u siebie i najbliższych – rozpoznawanie wczesnych symptomów może przyspieszyć szukanie pomocy, zanim problem się pogłębi.