Maria Skłodowska-Curie i jej genialna rodzina

Marię Skłodowską-Curie znają wszyscy. Nie każdy jednak wie, że nie tylko ona zapracowała na dobre imię rodziny, w której zdobycie Nagrody Nobla z czasem stało się tradycją.
Maria Skłodowska-Curie i jej genialna rodzina

Starsza córka Skłodowskiej-Curie Irena w wieku 11 lat pisze do matki: „Trochę zapomniałam, jak się oblicza pochodną pierwiastka i ilorazu dwóch liczb”. Innym razem przesyła rozwiązanie zadania „tego o dziecku z wiekiem, które za 3 lata będzie miało kwadrat wieku, który miało 3 lata temu”. Spędza wakacje w towarzystwie Einsteina i z zapałem rozwiązuje coraz trudniejsze ćwiczenia matematyczne

Tymczasem jej młodsza siostra Ewa podąża w innym kierunku: doskonali grę na fortepianie. Potrafi odtworzyć melodię usłyszaną tylko jeden raz. Wybitny pianista i przyjaciel domu Ignacy Paderewski potwierdza, że „ma wyjątkowe zdolności”

Każda z sióstr jest na swój sposób wybitna. Maria to dostrzega i daje córkom możliwość rozwoju ich szczególnych talentów, bez narzucania własnych upodobań.

Interesy nauki i sztuki 

Rok 1903. Komitet Noblowski podejmuje historyczną decyzję i po raz pierwszy przyznaje Nagrodę Nobla kobiecie – Marii Skłodowskiej-Curie. Wyróżnienie w dziedzinie fizyki uczona otrzymała razem ze swoim mężem Piotrem Curie za pracę nad promieniotwórczością. Znakomicie rozumiejące się i współpracujące małżeństwo przerwała tragiczna śmierć Piotra w 1906 r. 

Maria, mimo że została pozbawiona wsparcia partnera życiowego, nie poddała się. Kontynuowała pracę naukową, czego efektem była druga Nagroda Nobla (1911), tym razem w dziedzinie chemii: za wydzielenie czystego radu i uzyskanie go w postaci krystalicznej. 

Jednocześnie starała się każdą wolną chwilę poświęcać wychowaniu dwóch córek. Dbała o to, aby już od najmłodszych lat rozwijały się wszechstronnie – zarówno intelektualnie, jak i fizycznie. Codziennie miały zadawaną godzinę pobudzającej pracy umysłowej, a następnie spędzały czas na świeżym powietrzu. Matka jeździła z nimi na rowerze, pływała, chodziła po górach, szyła i gotowała. Wspólnie też pracowały w ogrodzie.

Ze starszą córką rozwiązywała zadania z nauk ścisłych. Młodszej zaś, uzdolnionej muzycznie, Maria kupiła fortepian i opłacała lekcje muzyki u najlepszych nauczycieli. Z trudem jednak znosiła długie godziny gry na instrumencie. W liście do Ireny wyznała: „Będziemy musiały pogodzić interesy nauki, które reprezentujemy, i interesy sztuki, które reprezentuje Ewunia”. Zależało jej przy tym, aby dziewczynki wiedziały, że sprawy materialne nie są najważniejsze w życiu, a liczyć należy przede wszystkim na własne siły.

Martwiąc się o ich przyszłą edukację, pisała do siostry: „Czasami mi się zdaje, że dzieci lepiej potopić niż kształcić w obecnych szkołach”. Uważała, że są tam przepracowane i więzione w źle wietrzonych klasach, w których co godzina muszą zajmować się innym przedmiotem. Postanowiła to zmienić i zorganizowała przy pomocy zaprzyjaźnionych profesorów z Sorbony kółko kształcenia dla dzieci. Ten nietypowy sposób edukacji trwał dwa lata.

Córka i uczennica

Irena bardzo wcześnie zapragnęła pójść w ślady rodziców i poświęcić się pracy badawczej. W 1914 r. rozpoczęła studia na Wydziale Nauk Ścisłych Uniwersytetu Paryskiego. Jednak po dwóch latach przerwała je i w czasie I wojny światowej wstąpiła do służby radiologicznej francuskiego Czerwonego Krzyża – zorganizowanej notabene przez jej matkę. Ukończyła kurs pielęgniarstwa i radiologii, by móc samodzielnie zajmować się wykonywaniem prześwietleń i lokalizacją odłamków pocisków w ciałach rannych. Nierzadko wykonywała swoje obowiązki w pobliżu linii frontu, jednak największym dla niej zagrożeniem były urządzenia rentgenowskie i nieustanne wystawienie na działanie szkodliwego promieniowania. Z czasem zajmowała się nie tylko obsługą i rozpowszechnianiem nowej technologii, ale także szkoliła personel szpitali polowych jak prawidłowo używać sprzętu.

Po wojnie, w roku 1918, Irena wznowiła studia w paryskim Instytucie Radowym, którego dyrektorem była Maria. Przyjęła stanowisko technika-laboranta, a następnie asystentki, stając się w ten sposób bezpośrednią współpracowniczką matki. Pierwsze jej poważniejsze badania dotyczyły polonu i zasięgu jego promieniowania alfa. Wyniki tych badań zawarła w swej pracy doktorskiej z fizyki, którą obroniła w 1925 r.

„Irena spokojnie poszła na Sorbonę – wspominała Ewa – wróciła pewna, że zdała egzamin, i bez specjalnych emocji czekała na wynik, który był z góry przesądzony”. Co ciekawe, jej promotorem był… bliski przyjaciel rodziny Curie – Paul Langevin, którego promotorem był natomiast (wiele lat wcześniej) Piotr Curie. Na pytanie dziennikarki, czy droga, którą sobie obrała, nie jest zbyt trudna dla kobiety, Irena odpowiedziała: „Wcale nie. Wierzę, że uzdolnienia do nauk ścisłych u mężczyzn i kobiet są całkowicie takie same. (…) Jeśli o mnie chodzi, myślę, że nauka jest pierwszoplanową sprawą w moim życiu”. 

Dziewczyna o radowych oczach 

Pewnego razu podczas uroczystości upamiętniających odkrycie radu jeden z przemawiających naukowców wspomniał o współpracy Ireny i Marii, dodając: „Jestem przekonany, że panna Ewa Curie też chciałaby pracować razem z matką tak jak siostra, ale w końcu nie wszyscy możemy być fizykami”. Mylił się. Wcale tego nie chciała. „Nie znoszę nauki. Ona mnie przeraża” – mówiła półżartem. Kochała książki, poezję, muzykę i podróże.

Wpływ na wybór jej przyszłej drogi zawodowej z pewnością miała podróż z matką i siostrą do Ameryki w 1921 r. Tam Maria jako dwukrotna laureatka Nagrody Nobla, odkrywczyni radu i polonu, była przyjmowana z wielkimi honorami. Panie Curie gościły w Białym Domu, zapraszane były na liczne rauty, bale, spotkania z dziennikarzami. Brylującą w towarzystwie i pełną radości Ewę prasa określiła „dziewczyną o radowych oczach”. Gdy powróciły do Paryża, Ewa była już przekonana, że kariera naukowa zdecydowanie nie jest dla niej. Sama nie wiedziała jeszcze do końca, kim chce zostać: dziennikarką, pisarką, a może pianistką?

Po uzyskaniu absolutorium z wyróżnieniem z nauk stosowanych i filozofii w Collège Sévigné, rozpoczęła artystyczną karierę. Dawała recitale fortepianowe w Paryżu i innych francuskich miastach, a także w Belgii. Ostatecznie jednak doszła do wniosku, że nie zajmie się tym zawodowo i postanowiła zrobić inny użytek z wiedzy na temat sztuki. Zaczęła pisać do paryskich czasopism recenzje muzyczne, filmowe i teatralne. W tym też czasie przetłumaczyła i zaadaptowała na francuską scenę amerykańską sztukę „Spread Eagle”. Jej paryska premiera pod tytułem „145 Wall Street” odbyła się w 1932 r. Sztuka przez długi czas nie schodziła z afisza. 

W tym samym czasie Ewa uchodziła za jedną z najpiękniejszych kobiet Paryża. Nic dziwnego, że zajmowała się też… garderobą matki, aby słynna podwójna noblistka nie ubierała się całkiem niemodnie.

Dwie głowy, cztery ręce

Podczas gdy Ewa rozwijała się artystycznie, jej siostra Irena spędzała długie godziny w laboratorium Instytutu Radowego. U jej boku pojawił się nowy pracownik, inżynier fizyki Frédéric Joliot. Kiedy tak pracowali ramię w ramię, poczuli „miłosną chemię”. Po latach Frédéric przyznał: „Przez myśl mi wówczas nie przeszło, że pewnego dnia się pobierzemy, ale obserwowałem ją uważnie i wszystko zaczęło się od tych obserwacji. (…) Pod wieloma względami była jakby żywym przykładem osobowości swego ojca. (…) Odnajdywałem w niej tę samą czystość charakteru, zdrowy rozsądek, ten sam spokój wewnętrzny”. 

Po ślubie państwo Joliot-Curie rozpoczęli wspólne badania. Bez przerwy porównywali notatki, wymieniali się spostrzeżeniami. Magazyn „Time” pisał: „Mąż i żona działają jak jedna osoba o dwóch głowach i czterech rękach”. W 1934 r. duet ogłosił przełomowe odkrycie: sztucznej promieniotwórczości – nowego zjawiska, które znalazło zastosowanie nie tylko w fizyce i chemii, ale też w biologii, medycynie i technice. W 1935 r. przyniosło ono małżeństwu Nagrodę Nobla, trzecią w rodzinie. Irena stała się drugą kobietą na świecie uhonorowaną tym wyróżnieniem w dziedzinie nauki! Niestety, sukcesu córki Maria nie doczekała: zmarła w 1934 r.

Niebawem po otrzymaniu nagrody zawodowe drogi małżonków rozeszły się. Frédéric został mianowany profesorem Collège de France, a Irena profesorem Uniwersytetu Paryskiego i dodatkowo przyjęła stanowisko podsekretarza stanu do spraw naukowych przy rządzie Francji. Równocześnie kontynuowała dzieło matki, pracując w Instytucie Radowym. W 1949 r. otrzymała nominację na jego dyrektora. Zarządzała zespołem i – jak Maria – była uważana za świetnego kierownika. Badaczka Henriette Mathieu-Faraggi pisała o jej pracy: „Niemal stale przebywała w laboratorium i zawsze była gotowa przyjąć każdego, kto chciał z nią rozmawiać. Nie było cerbera u jej drzwi i nie trzeba było z góry się umawiać na rozmowę. (…) Wszelkie doświadczenia wykonywała sama, bez pomocy laboranta, z niezwykłą zręcznością i pewną ręką. (…) Niezmiernie ją ciekawiły wszelkie nowe rodzaje technik, stosowane przy dokonywaniu doświadczeń i gdy spostrzegła, że ktoś z nas posługuje się jakąś metodą dotychczas jej nieznaną, prosiła o wyjaśnienie”.

Przez 34 lata pracy naukowej Irena napisała i wydała ponad trzydzieści prac, część z nich wspólnie z mężem. Jedną z ważniejszych pozycji w jej dorobku jest monografia o promieniotwórczości. Do jej zasług należy także redakcja i doprowadzenie do publikacji książki „Radioactivity” autorstwa Marii Skłodowskiej-Curie.

Pierwsza Dama

Irena kontynuowała naukowe dzieło matki, Ewa natomiast stanęła na straży jej pamięci. Napisała biografię Marii, która ukazała się w 1937 r. pod tytułem „Madame Curie” i od razu uzyskała światowy rozgłos. Sukces ten stał się okazją do odbycia kilkumiesięcznej podróży po Stanach Zjednoczonych z odczytami i promocją książki. Do Paryża Ewa powróciła na krótko, gdyż już w 1940 r. wyjechała do Anglii, gdzie przyłączyła się do komitetu popierającego Wolną Francję, antyhitlerowski ruch generała Charles’a de Gaulle’a. Na początku 1941 r. wzięła udział w propagandowym tournée po Stanach Zjednoczonych, podczas którego wzywała Amerykanów do poparcia demokratycznych krajów Europy w walce z III Rzeszą. Francuski kolaboracyjny rząd Vichy, chcąc Ewę za to ukarać, pozbawił ją zaocznie obywatelstwa francuskiego.

W listopadzie 1941 r. podjęła się pracy korespondenta wojennego dla konsorcjum czasopism amerykańskich i angielskich. Odwiedzała większość frontów II wojny światowej, gdzie przeprowadziła wywiady z żołnierzami a także m.in. z irańskim szachem Mohammadem Rezą Pahlawim i chińskim przywódcą Czang Kaj-szekiem. Reportaże z jej podróży ukazywały się w amerykańskich gazetach, później zostały zebrane w książce „Journey Among Warriors” („Podróż wśród wojowników”) nominowanej do Nagrody Pulitzera.

Po wojnie zajmowała się sprawami kobiet w rządzie de Gaulle’a oraz była redaktorką dziennika „Paris-Presse”. Odeszła z gazety, gdy zaproponowano jej pracę w międzynarodowym zespole pierwszego sekretarza generalnego NATO generała Hastingsa Lionela Ismaya. Piastowała tam stanowisko jego specjalnego doradcy do 1954 r. W tym samym roku poślubiła amerykańskiego polityka i dyplomatę Henry’ego Labouisse’a, który następnie w 1965 r. awansował na stanowisko dyrektora generalnego organizacji humanitarnej – Funduszu Narodów Zjednoczonych na Rzecz Dzieci, znanego lepiej pod skrótem UNICEF

Praca na rzecz pokoju, którą wykonywała u boku męża, stała się prawdziwą pasją Ewy. Razem odwiedzili ponad sto krajów. Ewa pełniła rolę rzecznika spraw dzieci, niosła też wsparcie pracownikom organizacji w niemal wszystkich rejonach świata; nazywano ją „Pierwszą Damą UNICEF-u”. Gdy w imieniu organizacji Henry odebrał pokojową Nagrodę Nobla, wydarzenie to skomentowała z uśmiechem na ustach: „W mojej rodzinie było pięć Nagród Nobla. Dwie dla matki, jedna dla ojca, jedna dla siostry i szwagra, mąż też odebrał tę nagrodę. Tylko mnie się nie udało. Wstyd dla rodziny”.

W 1979 r. Labouisse przeszedł na emeryturę, jednak dalej wraz z małżonką angażował się w akcje dobroczynne na całym świecie. Ewa Curie-Labouisse odeszła bezdzietnie w wieku 103 lat, we śnie, 22 października 2007 r. w Nowym Jorku.

Irena odeszła dużo wcześniej. Jak przyznał jej mąż, „zmarła na to, co nazywamy naszą chorobą zawodową” – na białaczkę 17 marca 1956 r. Miała wtedy zaledwie 58 lat. We Francji ogłoszono wtedy dzień żałoby narodowej. Zostawiła jednak światu nie tylko wielkie odkrycia naukowe, ale również dwójkę dzieci, kolejnych zdolnych naukowców. Hélène wyspecjalizowała się w dziedzinie fizyki jądrowej (pracowała dla francuskiego Krajowego Centrum Badań Naukowych CNRS i dla Instytutu Fizyki Jądrowej na Uniwersytecie Paryskim). Pierre zaś w biochemii (pracował na kierowniczym stanowisku w CNRS oraz w Instytucie Biologicznym). Osiągnięcia Marii i Piotra znalazły także godnych następców wśród prawnuków, w których gronie jest astrofizyk, neurobiolog i biochemik.

Maria Skłodowska-Curie i piękno poznawania

Trudno znaleźć inną rodzinę, która wywarła podobny wpływ na oblicze świata i nauki jak ród Curie. Z pokolenia na pokolenie przekazuje się w niej wartości, które cenili Maria i Piotr, a tak scharakteryzowała Ewa: „zamiłowanie do pracy (…) i poczucie niezależności, które obu nam każe wierzyć niezachwianie, że zawsze i w każdej sytuacji będziemy umiały dać sobie radę”. W ich domach zawsze przywiązywano wagę do rozwoju umysłowego dzieci. Państwo Joliot-Curie, tak jak wcześniej czyniła to Maria, podczas wakacji i innych wyjazdów wysyłali dzieciom listy z zadaniami matematycznymi. Przekazywali zamiłowanie do badań i przekonanie o tym, że są one same w sobie interesujące. 

Maria wiele razy podkreślała: „Jestem jedną z tych osób, które uważają, że nauka kryje w sobie wielkie piękno”. Jednak nigdy ani ona, ani jej potomkowie nie nakłaniali swoich dzieci do zajęcia się nauką. Pozwalano im wybrać własną drogę. Istotne było tylko to, aby w przyszłości czerpały przyjemność ze swojej pracy i wykonywały ją jak najlepiej, nie oglądając się na innych. A co najważniejsze, pamiętały motto Marii: „Musimy wierzyć, że mamy do czegoś talent i że to coś należy osiągnąć za wszelką cenę”. Może właśnie ta wiara jest kluczem do ich rodzinnego sukcesu?