Tłumy niszczą magię podróży do kultowych miejsc. Gdzie jeszcze możesz naprawdę odpocząć?

Wakacje mają dać nam chwilę wytchnienia, ale turyści odwiedzający stresujące miasta wracają zestresowani i spięci. Zwiedzanie kultowych miejsc przeradza się w nieoczekiwaną walkę z tłokiem, hałasem i obawami o własne bezpieczeństwo. To paradoks współczesnej turystyki, którego można uniknąć, wybierając mniej oczywiste cele wycieczek.
oslo

W Oslo nie będzie tłoku. Źródło: Hanlin Sun, Unsplash

Dlaczego niektóre ikoniczne cele podróży zamieniają się w źródło nerwów? Czynników jest mnóstwo, ale wszystkie stresujące miasta łączy ekstremalne wręcz zagęszczenie turystów, przez które piękne stolice zamieniają się w stresujące mrowiska.

W tłoku czujemy się źle, męczy nas hałas i obawiamy się zgubić towarzyszy podróży w zamieszaniu. W tych warunkach krótki spacer może zamienić się w wyczerpującą walkę o przetrwanie. Do tego dokładają się czynniki lokalne, takie jak kieszonkowcy, kiepska jakość powietrza, nieprzyjemne zapachy i widoki. Z podróży marzeń nie przywieziesz pięknych wspomnień, a ból głowy i pustkę w sercu.

Czytaj też: Wi-Fi w pociągu do niczego się nie nadaje. Czesi sprawdzą, czy Starlink będzie lepszy

Najbardziej stresujące miasta: stolice miłości i hazadru

Zjawisko to zostało zbadane przez firmy z branży turystycznej. Badania wskazują, że stolica Japonii wiedzie prym w rankingu najbardziej przytłaczających miejsc. Aż 25,2 proc. recenzji z Tokio wspomina o wyraźnym niepokoju podczas zwiedzania. Podobne odczucia towarzyszą turystom w Osace (21,6 proc.) i Kioto (21,5 proc.). Przyczyny są wymowne: liczba odwiedzających Japonię wzrosła ponad czterokrotnie w ciągu ostatnich dwunastu lat – z 6,2 miliona w 2011 roku do 25,1 miliona w 2023. Kluczowe słowa pojawiające się w negatywnych opiniach to tłok, zgiełk i uczucie przytłoczenia. Wcale nie chodzi tu o przytłoczenie bogatymi tradycjami.

Europa i Azja kontynentalna wydają się spokojniejsze, ale również są męczące. Londyn był w 2023 roku najczęściej odwiedzanym miastem po Istambule. Brytyjską stolicę odwiedziło 18,8 miliona turystów. Podobno nawet wizyta w British Museum przypomina wyścig, a tłumy na Borough Market potrafią „zgniatać” turystów. Istambuł zebrał nieco lepsze opinie, ale w przytłaczającym tłoku, hałasie i gorącym klimacie również nie jest lekko.

Na kolejnych pozycjach znalazł się futurystyczny Szanghaj i Pekin. Turyści recenzujący te miejsca ostrzegają, by nie zabierać w podróż dzieci – zdecydowanie za łatwo się rozdzielić w tłumie i zgubić. Podobną opinię można usłyszeć o Buenos Aires. Stolica tanga bardziej przypomina ciasną saunę niż salę balową. Do tego nietrudno tam o kradzież – miasto ma bardzo wysoki wskaźnik przestępczości.

Czytaj też: Przełom Strwiąża to nowy rezerwat przyrody. Nie ma drugiej takiej rzeki w Polsce

W innym rankingu na czołową pozycję wysunęło się Las Vegas – amerykańska stolica hazardu, zbudowana pośrodku pustyni. Choć Las Vegas kusi ekskluzywnymi hotelami i rozrywkami z najwyższej półki, wypoczęcie tam jest niewykonalne. Ekstremalne zagęszczenie turystów sięga 187 tysięcy na 100 tysięcy mieszkańców. W połączeniu z wszechobecnym hałasem, obecnym przez całą dobę – w końcu Vegas nigdy nie zasypia – tworzy wyczerpującą mieszankę.

Paradoksalnie podobnie niskie oceny zebrał Paryż. Miasto miłości rocznie odwiedza 47,5 miliona osób stłoczonych na zaledwie 105 km², co daje dziesięć razy większe zagęszczenie niż w Nowym Jorku. Wskaźnik 273 tysięcy turystów na 100 tysięcy mieszkańców to ewenement na skalę światową.

Nowy Jork zresztą też nie jest przyjemny. Oceny w badaniu firmy Radical Storage umieściły go wyżej niż Paryż na liście wymieniającej najbardziej stresujące miasta. Nowy Jork zebrał 15,4 proc. negatywnych recenzji, Paryż zaś 14,9 proc.

Najmniej stresujące miasta

Gdzie w takim razie można odetchnąć? Na szczęście istnieją cele podróży, w których chaos ustępuje miejsca prawdziwemu relaksowi. Tallinn w Estonii okazał się najmniej stresującym miastem, recenzowanym przez turystów – jedynie 1,6 proc. recenzji wspominało o niepokoju. Wilno również znalazło się na liście ze wskaźnikiem 2,5 proc.

Na wysokiej pozycji znalazło się też Oslo. Stolica Norwegii na pewno przypadnie do gustu osobom, które źle znoszą upały – klimat jest tam zwykle chłodniejszy niż w Polsce. Ponadto jest tam spokojnie, a samo miasto nie przytłacza. Nordycki minimalizm widać tam na każdym kroku. A jeśli nie Norwegia… to może stolica Szwecji? Będzie tam nieco cieplej.

W rankingach można też znaleźć pochlebne opinie o Monachium – oczywiście pod warunkiem, że nie celujesz w Oktoberfest. Poza sezonem piwnym miasto jest bardzo spokojne i ma mnóstwo atrakcji do zaoferowania, na czele z Marienplatz – historycznym centrum miasta. Nie brak tam też cudownych śladów, które zostawili monarchowie Bawarii. Miasto ma swój niepowtarzalny charakter, ale jest przy tym „grzeczne”. Od siebie polecę w tym miejscu także Wiedeń. To miasto pełne kultury, muzyki i sztuki, dawna siedziba myślicieli, naukowców i oczywiście dynastii Habsburgów. W obu tych miastach czuję się jak u siebie, mimo że za grosz nie znam niemieckiego.

Czytaj też: Dwie dekady praktyk monopolistycznych zbierają żniwo. Ponad 10 tysięcy hoteli pozwało Booking.com

Australijskie Melbourne zajęło wysoką pozycję w obu rankingach dzięki niskiemu zagęszczeniu turystów – zaledwie 1265 osób na km². Ma przy tym przyjemny klimat o dość niskiej wilgotności i nie brak tam pięknych widoków.

Dubaj zaskakuje jako komfortowe i spokojne miasto, mimo że przyjmuje aż 17,1 miliona gości rocznie, głównie dzięki niskiemu wskaźnikowi przestępczości. Miasto jest ponadto rozległe, więc choć liczba turystów przyprawia o zawrót głowy, nie ma tu nadmiernego tłoku ani męczącego hałasu.

najmniej stresujące miasta turystyczne
Najmniej stresujące miasta. Źródło: Radical Storage

Lawinowy wzrost ruchu turystycznego zmienia oblicze dawnych perełek. Metropolie, które dekadę temu zapewniały komfort zwiedzania, dziś przypominają mrowiska z betonu. Wybór między kultowym miejscem a spokojem to obecnie poważny dylemat przy planowaniu podróży.

Moim zdaniem warto zejść z utartych szlaków. Rankingi pokazują, że warto poznać bliżej kraje bałtyckie. Lepiej miło się zaskoczyć w mniej znanym miejscu, niż męczyć się w ciasnym centrum Paryża. Do tego miasta pałam zresztą szczególną niechęcią z powodu widocznego na każdym kroku potężnego rozwarstwienia społecznego. Mediolan również zapierał mi dech w piersiach – na zmianę z zachwytu i ze strachu. Mniej znane kierunki, jak wspomniane wyżej Monachium, Sapporo w Japonii albo greckie Saloniki oferują równie ciekawe wrażenia, za które nie trzeba płacić zszarganymi nerwami.