Gdyby nie to, że nasze ciało potrafi się zestresować, pewnie w ogóle by nas nie było. Coś by nas zjadło, zanim staliśmy się ludźmi. Stres jest nam konieczny do przeżycia w starciu z napastnikiem. Gdy pojawia się zagrożenie, na przykład w postaci wygłodniałego drapieżnika, organizm włącza tryb „uciekaj albo walcz”: nadnercza wydzielają adrenalinę i kortyzol (nazywane hormonami stresu), a układ współczulny wysyła z mózgu do ciała sygnały alarmowe – w efekcie serce bije szybciej, rośnie ciśnienie krwi, mięśnie się napinają, dłonie pocą. Jesteśmy czujni, zwarci, możemy wziąć nogi za pas lub stanąć do walki, by ocalić życie i nie dać się kłom i pazurom dzikiego napastnika.
Zwierzęta korporacyjne
U 99 proc. stworzeń na Ziemi stres pojawia się na krótko: kilka minut szaleńczej ucieczki lub walki i albo się jest bezpiecznym, albo, jak żartował kiedyś neurobiolog Robert Sapolsky, „nie ma się już kto bać”. Tak działają zwierzęta. Ludzie natomiast zdołali wypracować wyrafinowany mechanizm reagowania nie tylko na rzeczywiste zagrożenie, ale także na takie, o którym tylko myślą, spodziewają się go lub wspominają. W efekcie powstał mechanizm, który sprawia, że tysiące lekarzy i psychologów na świecie mają pełne ręce roboty, lecząc ludzi ze skutków chronicznego stresu. W takim stanie nawet w reakcji na stosunkowo słabe bodźce rośnie tętno, napinają się mięśnie, szczególnie w okolicy żuchwy, ramion i lędźwi, pojawiają się bóle głowy, bezsenność (niepokojące jest zwłaszcza stałe budzenie się około trzeciej, czwartej nad ranem), spada odporność organizmu.
Jak sobie ze stresem poradzić? Psychoteraputa Wojciech Eichelberger porównuje współczesnych ludzi do sportowców, którzy co najmniej przez osiem godzin dziennie stoją w blokach startowych. W dodatku tak nagromadzonego napięcia nie rozładowują, bo po pracy wsiadają do samochodu (tu kolejna dawka stresu), a potem wjeżdżają windą do mieszkania i siadają z chipsami i piwem przed telewizorem (a tu znowu stres wywołany oglądaniem wiadomości). Tymczasem dla osób, które pracują za biurkiem, ustalone przez fizjologów minimum wynosi 8 tys. kroków dziennie, w tym 20 minut ciągłego ruchu, który podnosi tętno do podwójnej wartości spoczynkowej, czyli do 120–130 uderzeń na minutę. Ruch to część profilaktyki wypalenia stresowego, na które jesteśmy narażeni.
Uważna medytacja
Z badań przeprowadzonych przez Katarzynę Cieślik ze Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej wynika, że osoby, które w chwili silnego stresu koncentrują się na działaniu, a nie na emocjach, są bardziej odporne psychicznie i szybciej regenerują siły. W łagodzeniu napięć pomaga też wypracowanie odpowiedniego podejścia do zmiany. Ludzie, którzy wierzą, że zmiany są możliwe, że świat nie jest jedynie zastaną materią, na którą nie ma się żadnego wpływu, lepiej radzą sobie ze stresem.
Żeby złagodzić stres, warto się również nauczyć tworzyć pozytywne emocje i wizualizacje. O ile jednak medytacja czy relaksacja przywrócą dobre samopoczucie introwertykowi, o tyle w wypadku żądnego bodźców ekstrawertyka raczej się nie sprawdzą. Godny polecenia wydaje się program redukcji stresu oparty na uważności (MBSR), opracowany przez Jona Kabata-Zina, profesora medycyny z University of Massachusetts w USA.
Uczestnicy ośmiotygodniowych kursów MBSR uczą się redukować napięcie dzięki takim technikom jak świadome oddychanie czy medytacja w ruchu. Trenowana przez dłuższy czas uważność (mindfulness) zmienia nawet strukturę mózgu. Przekonał się o tym zespół naukowców pracujących pod kierunkiem Sary Lazar z University of Michigan. Skanując mózgi osób praktykujących uważność, badacze zauważyli, że wzrasta w nich gęstość istoty szarej w hipokampie. Wiemy zaś, że pod wpływem hormonów stresu gęstość neuronów w tej części mózgu maleje, a osoby o małym hipokampie są szczególnie narażone na negatywne skutki chronicznego stresu.